W poniedziałek miałem po raz kolejny "przyjemność" oddawać krew do badań. Dla niektórych może się wydawać, że to nic wielkiego. Dla mnie jest to wydarzenie, do którego podchodzę bardzo poważnie. Historia nie jest regułą, która zawsze lubi się powtarzać. Moje wcześniejsze spotkania z instytucją pod nazwą "centrum krwiodawstwa" kończyły się ostatnimi czasy fatalnie.
Dwukrotnie próbowałem oddać krew i dwukrotnie mój organizm się buntował. Za każdym razem panie przy próbie wkłucia się w moje żyły miały problem i nie trafiały ani za pierwszym, ani za drugim razem. Dopiero trzecie podejście było udane.
Żona się śmieje, że podczas pobierania robiło mi się słabo i mdlałem. Prawda jest taka, że robiłem się zielony, a przed oczami pojawiały mi się już jakieś dziwne zamglenia. W związku z powyższym moje próby oddania krwi (przy pobraniu tylko próbki do badań) zakończyły się na leżance z przymusowym leżakowaniem na plecach przez piętnaście minut. Jak się później okazało (przy wizycie u lekarza) moje ciśnienie spadło wtedy do poziomu 70/40. Co wprawiło w osłupienie i mnie i żonę.
Żona się śmieje, że podczas pobierania robiło mi się słabo i mdlałem. Prawda jest taka, że robiłem się zielony, a przed oczami pojawiały mi się już jakieś dziwne zamglenia. W związku z powyższym moje próby oddania krwi (przy pobraniu tylko próbki do badań) zakończyły się na leżance z przymusowym leżakowaniem na plecach przez piętnaście minut. Jak się później okazało (przy wizycie u lekarza) moje ciśnienie spadło wtedy do poziomu 70/40. Co wprawiło w osłupienie i mnie i żonę.
Do poniedziałkowej próby postanowiłem się więc troszkę przygotować. Rano przed wyjściem zrobiłem dwadzieścia pompek, aby żyły były bardziej nabrzmiałe. Starałem się również myśleć pozytywnie, że się uda. Żeby było mi raźniej poinstruowałem żonę jak może mnie wspierać i czego ma nie robić.
Po wejściu do gabinetu zasiadłem wygodnie w fotelu i czekałem. Starsza, miła pani przeczytawszy zlecenie, upewniając się dwa razy, przystąpiła do dzieła. Kilka zaciśnięć ręki i żyła była wyczuwalna pod palcem. Pani sprawnie się wkłuła i pobrała dwie probówki. Tym razem już nie kozakując nie patrzyłem jak zabierają moją krew. Kątem oka zauważyłem strzykawkę z igłą oraz ciemnowiśniowym płynem - na szczęście już nie w mojej ręce. Poczułem lekkie uderzenie ciepła do głowy, ale to by było na tyle. Podziękowałem więc pani technik, że tak sprawie się wkłuła nie opowiadając całej historii tylko to, że ona nie miała żadnego problemu z odnalezieniem żyły. Na co ona stwierdziła: "przecież tu wszystko widać jak na dłoni". Podziękowałem i wyszedłem zadowolony.
Mała rzecz, a jak cieszy. Na koniec jeszcze dodam, iż obiecałem sobie, że w niedalekiej przyszłości, po poprawieniu kondycji, oddam honorowo krew.
Mała rzecz, a jak cieszy. Na koniec jeszcze dodam, iż obiecałem sobie, że w niedalekiej przyszłości, po poprawieniu kondycji, oddam honorowo krew.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz