Ostatnio sporo czytam - jak na mnie to nawet bardzo dużo. Wszystko dzięki Żoneczce. Książki kiedyś były dla mnie czymś niepojętym. Podchodziłem do nich jak diabeł do wody święconej. Były moją piętą Achillesową. Do dziś to piętno odbija mi się czkawką (ortografia). Jedyne, co pochłaniałem w młodości, to były wiadomości z gatunku nowinek technologicznych, parę komiksów i książek fantasy. Teraz zostało czytanie nowinek, ale nie jest to już tak ważne, jak kiedyś.
Urodzony w epoce wszędobylskiej telewizji, zostałem pochłonięty w pierwszej kolejności przez czarno-białą, a potem kolorową magię ekranu. Jak dziś pamiętam zachwyt nad kolorami świata po drugiej stronie. Miało to jednak ogromną cenę. Moja wyobraźnia została stłamszona do tego, co zobaczyłem. Nie wzrastała razem ze mną, tylko została na poziomie pojmowania dziecka. Potem odbiłem się od dna, puszczając wodze fantazji, w wir dorastania.
Urodzony w epoce wszędobylskiej telewizji, zostałem pochłonięty w pierwszej kolejności przez czarno-białą, a potem kolorową magię ekranu. Jak dziś pamiętam zachwyt nad kolorami świata po drugiej stronie. Miało to jednak ogromną cenę. Moja wyobraźnia została stłamszona do tego, co zobaczyłem. Nie wzrastała razem ze mną, tylko została na poziomie pojmowania dziecka. Potem odbiłem się od dna, puszczając wodze fantazji, w wir dorastania.
Od niedawna zastanawiam się dlaczego... Dlaczego młodość pozbawiła mnie uczuć jakie teraz czuję czytając książki? I nie znalazłem na to odpowiedzi.
Książki pomogły mi w czymś jeszcze.W związku z tym, że mamy porąbane życie rodzinne, głównie ze strony rodziców współmałżonki, u których mieszkamy. Z moimi też nie jest lepiej, bo ich w ogóle nie ma. Próbowałem się zdystansować do zaistniałej sytuacji. Oddzielić to, co ważne od tego, co w tym przeszkadza. Wybudowałem wokoło siebie mur. Mur obronny, który potrafił obronić mnie przed ciosami życia. Przed nadmiernym nadstawianiem gardy i dostawaniem w żebra, gdy człowiek najmniej się tego spodziewa. Ściana spełniała swoją rolę, ale miała jedną bardzo dużą wadę. Uodporniała mnie na życie w nieodpowiednim miejscu i czasie. Zasłaniając uczucia od bliskiej mi osoby. Robiąc ze mnie zatwardziałego człowieka. Dokładnie takiego, jakim nigdy nie chciałem zostać. Budując mur mający mnie chronić, uodporniałem się na czułość i wrażliwość. Straciłem część siebie.
Czytając kilka książek zauważyłem świat z innej strony. Ciepły, wrażliwy, kruchy, pełen uczuć. Zacząłem dostrzegać przed oczyma rzeczy, które umykały mi każdego dnia. Dostrzegłem jak dużo tracę i jakim jestem człowiekiem przez to, że schowałem się za ten mur.
Dzięki książkom znów otwieram się na świat. Opuszczam swój zamek, narażając się na ciosy. Ale w zamian dostaję promyk nadziei. Wiatr szczęścia miesza się z moimi myślami i ulatuje do góry jak kolorowe bańki puszczone na wolność. Każda z nich w zamian ukazuje swoje piękno i kruchość - w kilka sekund naszego życia. Tak książki otworzyły mi serce i oczy na świat. Wypuszczając radość i smutek. Lęk i ciekawość. Budując cierpliwość i wiarę w nadchodzące jutro. Odradzając część mnie na nowo.
Dziś kończąc jedną lekturę po kilku dniach zastawiam się co będę czytał dalej. Jaka postać postanowi zamieszać mi w głowie. Czym mnie obdarzy, a co zabierze w zamian?