poniedziałek, 30 grudnia 2013

54. Gandalf, Bilbo, Thorin i reszta zgrai

Jako fan TolkienaPetera Jacksona wiem, że nie będę obiektywny, ale co tam. Zafascynowany trylogią "Władca Pierścieni" z niecierpliwością wyczekiwałem Hobbita. 

Wiedziałem po przeczytaniu książki, że zrobienie z tej krótkiej historyjki trzech filmów będzie nie lada wyzwaniem, lecz po obejrzeniu dwóch z całą pewnością wiem, że reżyserowi się to udało. Dodając nowe postacie i wątki do bezkresu Krainy Śródziemia nawiązuje on do trylogii. Choć film je łączy, w rzeczywistości nie są one całością. Pierwsza, jak i druga część przygody Hobbita w celu odzyskania ojczystego domu, honoru i władzy oraz ogromnego bogactwa, skonstruowana jest tak, aby czekać na następny film przez cały długi rok. 

To dobrze i źle zarazem, ale to tylko moje mieszane uczucia. Wyposzczony po roku połykam kolejne sceny mitycznych krain, piękne zdjęcia i muzykę skomponowaną przez Howarda Shore,  która nadaje klimat prawie jak w trylogii.

Ta "bajeczka" (jak mawia moja żona) ma jednak drugie dno. Ten, kto uważnie ogląda, wie, że bardzo często w historiach Tolkiena przemycane są wartości ponadczasowe - wiara w dobro, przyjaźń, odwaga, zaufanie, empatia. To nie jest tylko i wyłącznie walka dobra ze złem, gdzie dobro zwycięża i mamy szczęśliwe zakończenie. Są ofiary i straty nie do odzyskania, a ewolucja postaci pokazuje nam jak bardzo się zmieniamy z biegiem naszego i filmowego życia. Elfy i Krasnoludy też mają swoje lepsze i gorsze dni.

Chciwość i żądza władzy nie są tylko problemami współczesnymi. Sprzedawanie się w imię źle pojętego dobra, czy umywanie rąk od zła, bo to nie jest moja sprawa. Można wyliczać jeszcze długo. Nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał o walce o wolność. Walczą nie tylko jednostki, walczą całe narody - jak w życiu. Choć Tolkien zaprzeczał, że wojna nie wywarła na niego wpływu, wielu spekuluje, że zarówno złe postacie, jak i te dobre, zaczerpnięte są z jego życiowej historii, która nie była usłana różami. Lata spędzone na wojnie odcisnęły na autorze piętno nie do oszacowania.

Na koniec polecam wszystkim tę komercyjną, ale i wciągającą opowieść, gdzie na prawie trzy godziny odpływamy do świata magii i iluzji, gdzie rzeczywistość miesza się z doskonałym dziełem, gdzie efekty graficzne są na najlepszym, światowym poziomie, gdzie wypito morze kawy, zanim zdecydowano się wypuścić film na ekrany.