niedziela, 31 sierpnia 2014

84. Hurgoty cd.

Jak już wcześniej pisałem o torowych znajomych, chciał nie chciał, musiałem się z nimi zaprzyjaźnić, a czasami nie była to łatwa znajomość. Przejazdy o piątej nad ranem nie należały do moich ulubionych. Czary goryczy dopełnia fakt, że na pobliskim torowisku są chyba jakieś uszkodzenia, bo co chwilę grupa remontująca poprawia ten sam odcinek torów. 

W tym właśnie miejscu, gdy przejeżdża pociąg towarowy lub osobowy, przy wysokich temperaturach (ale nie tylko) dochodzi do okropnych trzasków oraz innych odgłosów, które skutecznie utrudniają spanie w nocy, a w dzień nawet rozmowę. Nie wiem jak długo jeszcze ten odcinek pociągnie, ale znając kiepską kondycję finansową spółek zarządzających torami ten stan będzie trwał jeszcze bardzo długo.

Jednak wracając na właściwe tory moich myśli chciałbym jeszcze powrócić do tego jak różnorodna jest polska kolej. Zagłębiając się w temat można dojść do wniosku, że mimo zacofania (gdzie średni wiek taboru to 30 lat, a średni wiek maszynistów około 40 lat), można się zakochać w tych wielkich stalowych potworach, które ciągną nieprzerwanie składy i po 80 wagonów - przez lata mozolnie budując polską gospodarkę, przewożąc miliardy ton różnych materiałów i niezliczoną liczbę pasażerów.

To, że wszystko cały czas się zmienia, można śledzić na różnych blogach. Niedawno odkryłem ten. A takich blogów jest masa.

niedziela, 24 sierpnia 2014

83. Hurgoty

Odkąd zaczęliśmy mieszkać w nowym miejscu (chcąc nie chcąc) musiałem zaprzyjaźnić się z moimi nowymi przyjaciółmi. Na początku nie dali mi spać nawet w nocy nachodząc w najmniej oczekiwanym momencie. Hurgociki, bo tak je pieszczotliwie nazwaliśmy z żonką, to nic innego jak przejeżdżające nieopodal pociągi  - zarówno osobowe, jak i głośniejsze towarowe. Nasza znajomość na początku była trudna i nachalna, z czasem jednak przerodziła się w coś innego.

Kolej Polska jaka jest każdy widzi. Ale nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że jest to przysłowiowy czubek góry lodowej. To co widać nie jest reprezentacyjne i jakoś szczególnie atrakcyjne. Ale pod stertą zardzewiałych torów, buchającej pary oraz pobłyskujących w nocy pantografów rodzi się iskra marzeń o kolei przyszłości.

Na początku było Pendolino, czyli historia od końca. Zafascynowany tym cudem techniki rozczytałem się jak to będzie można podróżować pociągiem po Polsce z prędkością 200 km/h. Zgłębiając temat dzięki różnym stronom i forom internetowym oraz wyczytując coraz to nowsze wieści o problemach natury technicznej, jak i politycznej utknąłem w tym na dłuższą chwilę. Ale polska kolej to nie tylko włoska myśl techniczna. To również wiekowa historia i polscy producenci, którzy odrabiają lekcje i gonią z ogromną prędkością światowych potentatów kolejnictwa. Świadczą o tym choćby przyznawane nagrody i kontrakty firmom takim jak PesaNewag oraz Solaris.

Nie mamy się czego wstydzić - choć przed nami bardzo ciężki okres dla kolei i pasażerów. Zaniedbywana i zapomniana infrastruktura przypomniała o sobie wielokrotnie boleśnie, bo ile można czekać na pociąg? W niektórych ekstremalnych przypadkach jest to naprawdę bolesne. Ostatnio jednak politycy przypomnieli sobie o tym typie transportu próbując ratować chwiejącego się na glinianych nogach kolosa, jakim jest Intercity. Ruszył więc program renowacji i przebudowy torów, jak i całej infrastruktury kolejowej łącznie z dworcami i stacjami zasilającymi. 

Koleje jednak to nie tylko przewozy osób. Coraz lepiej radzi sobie PKP CARGO, choć i dla nich ten rok może być ciężki, to systematycznie pnie się do góry w niełatwej walce o kawałek tortu dla siebie. Coraz więcej firm chce ich pozbawić pierwszeństwa w przewozach, a konkurencja z roku na rok jest coraz mocniejsza. 

To o czym piszę jest tylko tym wierzchołkiem, ale jakże bardzo widocznym i interesującym, o czym świadczy liczba fanów kolejnictwa w naszym kraju. Nie przedłużając, zapraszam do obejrzenia jednej z wielu galerii człowieka, gdzie przeszłość miesza się z teraźniejszością i przyszłością kolei.

sobota, 23 sierpnia 2014

82. O początkach

Każdy z nas ma za sobą wiele początków. Każdy szczególnie te pierwsze zapamiętuje na długo. Z wiekiem dociera do nas, że wszystko również się kończy. Świat każdego dnia wita i żegna się ze słońcem symbolem dnia i nocy. Zastanawiając się nad tym wszystkim co jest pomiędzy. Życie toczy się raz ociężale, a raz w tempie tak szybkim, że nie dostrzegamy co dzieje się wokół nas i w naszym wnętrzu.

Piękne sceny natury, w skali komórkowej jak i znakomite wizualizacje wielkiego wybuchu, czyli narodzin wszechświata. Wszystko to połączone doskonałymi scenami walki oraz efektami specjalnymi na najwyższym poziomie zmieszane z hollywoodzkim światem pseudonaukowym dają koktajl, któremu na imię "Lucy". Film ten opowiada historię tak niesamowitą i jednocześnie tak pobudzającą wyobraźnię, że można przez naprawdę długą chwilę zapomnieć, iż ta opowieść mogłaby się kiedykolwiek wydarzyć naprawdę.

Dobra gra Morgana Freemana oraz Scarlett Johansson sprawiają, że przy odrobinie fantazji oglądającego można odprężyć swój umysł i dać się ponieść całej tej zabawie. Film jednak jak dla mnie ma drugie dno, do którego trzeba się dokopać. Nie zdradzając nic więcej polecam dwa artykuły do przeczytania po filmie - klik oraz ten.

czwartek, 14 sierpnia 2014

81. Kanarki

Od dłuższego czasu przyglądam się bacznie pewnym zachowaniom ludzkim dwóch grup społecznych. Nie powinno mnie to dziwić, ale często czuję się zaskoczony przez zastaną sytuację. Odwieczne podchody i skradanki to nieodłączny element tej gry. Szybkie oko oraz wprawna ocena sytuacji jest nieodzownym elementem tej bajki.

Jak co rano, podróżując komunikacją miejską, widzę jak zachowują się przysłowiowi "kanarzy" (nawet nie wiem jak na nich wołają obecnie) oraz pasażerowie korzystający z usług przewoźnika, który obsługuje miasto. Dość częste kontrole zainspirowały mnie do uważnego obserwowania kiedy dochodzi do sprawdzania biletów.

Kilka razy było nawet bardzo profesjonalnie, grzecznie, miło, a nawet śmiesznie. Tak jak wtedy gdy niepracujący już kontroler wsiadł do autobusu, a tu nagle słychać jak co poniektórzy szukają w torebkach biletów lub pospiesznie je kasują. I zdziwiona starsza pani, która niedosłyszy pyta pana (tak, że słychać w całym autobusie) czy sprawdzi jej bilet, a on na to, że już dawno nie pracuje jako kontroler, bo to strasznie ciężka i niewdzięczna praca.

Wielokrotnie poddawany byłem kontroli i za każdym razem było wszystko w porządku. Choć nie powiem - parę lat wcześniej miałem na sumieniu jeżdżenie na gapę. Ale od kilku dobrych lat regularnie zasilam kasę miejską pieniędzmi za bilety miesięczne.

Często jest tak, że jeżdżący bez biletu czatują przy kasownikach i wypatrują kto wsiada do autobusu. Czasem zdążą skasować, a jak im się nie uda to jest tłumaczenie, że nie zdążyłem albo że zagapiłem się lub kolejka była do automatu itd.  Od czasu do czasu kontrolerzy wpadają do autobusu jak burza i bez chwili zastanowienia blokują kasowniki licząc na to, że kogoś złapią i że będzie premia od kary, którą musi zapłacić Bogu ducha winny człowiek.

Wojna ta trwa już odkąd pamiętam. Niestety podyktowana jest przez bardzo dużą liczbę pasażerów podróżujących bez biletu. I będzie trwała dopóki nie zrozumiemy, że to jest nasze wspólne dobro i trzeba o nie dbać i umiejętnie z niego korzystać.

niedziela, 3 sierpnia 2014

80. Pokuta - tylko jaka?

Ostatnimi czasy nagrabiłem sobie u mojej kochanej żony. Swoim bezmyślnym zachowaniem i problemem ze snem podkopałem sobie dość głęboki dołek w swoim własnym autorytecie i zaufaniu mojej żony.

Pewnego ranka, gdy po raz kolejny obudził mnie przejeżdżający w oddali pociąg, przekręcając się z boku na bok przez godzinę, postanowiłem w końcu wstać i odpalić laptopa. Jako że było to o szóstej rano grzecznie udałem się z nim do łazienki, aby nie zakłócać spokojnego snu mojej połówce. I wszystko by było dobrze, gdybym po tym jak się przebudziła, nie okłamał jej.

Sam czasem zastanawiam się czy nie prowokuję problemów, aby podkopać wiarygodność w swoich i jej oczach. Na domiar złego, wchodząc w przeglądarkę uruchomiłem celowo tryb incognito, który skutecznie ukrył odwiedzane przeze mnie strony internetowe. W momencie kiedy surfowałem po internecie mój skarb przebudził się i zobaczył, że mnie nie ma obok niej, a laptopa na półce.

Rankiem, kiedy Karioka się obudziła, zapytała mnie czy korzystałem z internetu. Nieświadomy jej przebudzenia skłamałem, co stało się płachtą na i tak już rozjuszonego przysłowiowego byka. Sam długo się zastanawiałem dlaczego kłamię. Na kim się chcę zemścić - na sobie, czy na żonie.

Więc teraz powoli i ociężale odbudowuję zaufanie. Wiem jak to boli i jest mi przykro. Mam tylko nadzieję, że odkryję w sobie przyczyny mojego postępowania.

Przepraszam Cię, Karioko. Wiem, że już to zrobiłem i wiem, że Ty też już częściowo mi wybaczyłaś. Mam nadzieję, że teraz ja wybaczę sobie.

Nastał już dla mnie koniec terapii grupowej. Jeszcze tylko ostatnie spotkanie kontrolne we wrześniu, a potem zostaje dużo do przemyślenia - czy dam sobie już sam radę, czy nadal potrzebuję jeszcze terapii. Na te pytania muszę odpowiedzieć szczerze przed sobą. Nie okłamując swojego ciała i duszy.

Mam bardzo ciepłą, piękną i wrażliwą żonę. Kocham Cię. Cmok w bok - Twój smok.