wtorek, 19 marca 2013

45. Wirtualne życie, które żegluje do wirtualnej przystani

Już dziś spełniają się futurystyczne wizje naukowców i pisarzy fantastyki. Dzień po dniu uzależniamy się coraz bardziej od technologicznego pędu. Wpadamy w ruchome piaski, z których tylko szaleńcy, jak ich określamy, próbują się oswobodzić.

Ale jak można uciec od nieuniknionego?
Jak można nie korzystać z telefonu komórkowego (smartfona)?
Jak można nie surfować po Internecie?
Jak można sobie odmówić kolejnego znajomego w sieci społecznościowej?
Jak nie zagrać w coś na swoim ulubionym tablecie?
Jak nie przeczytać kolejnej książki z nowiuśkiego czytnika e-booków?

Tych "jak" można by mnożyć na setki.

Każdego dnia, każdej minuty nawet każdej sekundy docierają do nas bodźce z wirtualnego świata, który staje się coraz bardziej namacalny w swojej realności. Tysiąc "przyjaciół" może mieć każdy.  Wystarczy tylko tysiąc kliknięć, za milion kliknięć można mieć już nawet seks. A za dziesięć milionów? Śmierć na życzenie?

Czasami obserwując życie dookoła mnie zastanawiam się czy to wszystko ma służyć nam? Czy MY mamy stawać się współczesnymi niewolnikami technologicznych gadżetów i nowinek? Prawie wszyscy chcemy choć na chwilę zaoszczędzić trochę czasu używając komórek, korzystając ze Skype'a, pisząc e-maile. Z jednej strony tak się dzieje. Wiadomo - nie da się w tak prosty sposób pokonać setek albo tysięcy kilometrów. A tu dwa kliknięcia i już jesteśmy na drugim końcu świata.

Myślimy sobie, że panujemy nad sytuacją, stając się niewolnikami samych siebie. Z czasem ciężko nam stanąć twarzą w twarz z drugim człowiekiem. Nie potrafimy odczytać nic z tonu jego głosu. Mimika twarzy pozostaje dla nas enigmatyczną zagadką nie do pokonania. Uciekamy i chowamy się za technologią, która zamiast nas do siebie zbliżać, oddala. Zamiast pogłębiać ludzkie relacje, spłyca je. 

Może to jeszcze nie teraźniejszość. Na pewno nie dla wszystkich. Ale w takim tempie nie wiem gdzie ludzkość, gdzie MY dopłyniemy za kilka lat.