czwartek, 7 czerwca 2012

32. Matrix

Pamiętacie scenę z filmu "Matrix", w której dziewczynka umysłem wygina łyżeczkę do herbaty? To, co mi się kiedyś śniło w porównaniu z tą sceną to bajeczka dla dzieci.

Nie wiem skąd mój umysł zaczerpnął inspiracje do tego snu. Spróbuję Wam go jakoś przekazać. Wyobraźnia tutaj niestety to podstawa. Zaczynamy. Chwila spokoju i akcja. Otwieracie oczy - wszystko wydaję się jakieś takie dziwnie przejaskrawione, dźwięki są jaskrawe, tak - dźwięki i to wcale nie jest kac. Chwilę potem zaczynacie postrzegać wokół osób i rzeczy dziwną aurę. Myślicie sobie, że to jakiś sen, a tu nagle ktoś uderza Was w ramię przechodząc do metra.

Niby nic szczególnego się nie wydarzyło, ale macie w głowie jakieś dziwne uczucie że możecie wszystko. I w tym momencie ukazuje się Wam przed oczami obraz, który zapiera dech w piersiach. Potraficie dostrzec każdy pojedynczy atom, który was otacza. Widzicie jak przepływa energia. Jak te atomy są ściśnięte lub zderzają się niczym ziarenka piasku na pustyni. I tu zaczyna się najlepsza część.

Wspomniałem, że czuliście się tak, że możecie wszystko. Wasze myśli są jedynymi ograniczeniami. Poczułem pragnienie. W tej samej chwili dostrzegam ruch przed sobą. Widzę jak pojedyncze atomy wody, węgla i innych pierwiastków zaczynają wirować wokół mnie i pojedynczo układać się na mojej dłoni w znajomy mi kształt ulubionego napoju. Aż po chwili oczom nie wierzę i trzymam go w ręku. Jest prawdziwy. Odkręcam i piję. Płynąca woda gasi pragnienie.

Chwilę później idę spacerkiem, nie dowierzając w to, co się dzieje. Zaczyna kropić deszcz, sięgam odruchowo do torby, aby wyjąć parasolkę, a tu pech. Zapomniałem ją wziąć z domu. I znów ta sama scena. Lekki wirujący  wiatr, kolorowy jak tęcza obraz miliardów służących cząsteczek, układających się w kształt materiału i stelażu parasolki, którą nagle trzymam w ręku.

Czuję się jak Dżin. Jednak drzemie we mnie jakaś wielka odpowiedzialność za dar, jakim nagle zostałem obdarzony. Idąc dalej widzę kobietę na 34. piętrze wieżowca, stojącą na brzegu okna. Chce skoczyć i skacze. Mija sekunda i wyobrażam sobie (tu coś dziwnego) wielką rękę, która łapie ją w locie. Ta ręka powstaje tak samo jak poprzednie niezwykłe przedmioty. Łapię ją w powietrzu jednocześnie myślami i tą ręką.

Kobieta delikatnie opada na ziemię. Wokoło żywej duszy. Niewidzialna ręka znika. Butelka z napojem i parasolka pozostają. A ręka znika. Rozpływa się niczym mgła. Kobieta budzi się. Nic nie pamięta. Próbuje do mnie podejść i w tym momencie sen się urywa.

Jak wielką i odpowiedzialną siłę miałem w ręku. Myślami potrafiłem kontrolować atomy. Łączyć je w dowolny kształt ograniczony tylko wyobraźnią. Pozdrawiam czytających i życzę równie zakręconych snów.