niedziela, 31 marca 2013

47. Harder Better Faster Stronger

Dzisiaj nie jest tym, co było wczoraj i nie będzie tym, co będzie jutro. Każdego mężczyznę czeka długa i pełna niebezpieczeństw droga do stania się skałą i opoką.

Prawie każdy ma swoją drogę dojścia na sam szczyt. Często jednak kopiujemy nieświadomie swoje zachowania od naszych rodziców. Im bardziej zaprzeczamy, że tacy nie jesteśmy, tym (paradoksalnie) się nimi stajemy, co dobitnie pokazuje ten film.  Tylko ciężka praca nad sobą i pomocna dłoń fachowej opieki ze strony terapeuty lub bardzo bliskiego i obiektywnego przyjaciela potrafią nas nakierować na właściwe tory. 

Odkrywanie samego siebie jest niczym podróż dookoła świata za czasów Magellana. Jest podróżą w nieznane klimaty, bujną roślinność przepełnioną tysiącem kolorów. Walką z samym sobą, ze strachem. Dzisiaj jest nowy dzień, nowy etap naszej ziemskiej podróży. Mój nowy dzień, w którym odkryję dlaczego męskości jest się tak trudno nauczyć. 

Pierwszym wzorem młodego chłopca, który powoli wyrasta na mężczyznę, jest ojciec. Chyba, że ojciec zabija tego mężczyznę we własnym potomku, a często się to zdarza. Wystarczy tylko jedno nieopatrzne zdanie, które wryje się w pamieć i zostanie tam na zawsze. Wystarczy bagatelizowanie problemów. Brak rozmowy i zaufania. Potem chłopiec szuka innych wzorców. Nie zawsze najlepszych. Stara się uczyć być mężczyzną . Dostaje sprzeczne przekazy i wartości. Widzi zachowania swoich rodziców, a jednocześnie słyszy od nich, że  tak się nie robi.

Później dorasta. W przekonaniu, że jest prawdziwym facetem, co szybko weryfikuje życie, stawiając go przed prawdziwymi wyborami. W świecie, gdzie wszystko jest napędzane przez konsumpcjonizm, nie potrafi się odnaleźć. Coraz szybciej, coraz mocniej. Wywierana jest na nim presja, żeby był tym, kim nie chce być. Sam nie wie kim jest?

Tu załamuje się, nie widzi rozwiązań. Nie ma w kim znaleźć prawdziwego oparcia. Gubi się i popełnia katastrofalne w skutkach decyzje. Stereotypy nie pozwalają prosić o pomoc. "Sam sobie poradzę". Tak wielu odpowiada sobie w myślach. Rywalizacja na polu facet-facet dobija w nim resztki człowieczeństwa. Skazany na samotność popada w nałogi. Użala się nad sobą. Zapija. Ucieka przed rozmową.

Potrafi już tylko rozmawiać wulgarnie o kobietach i o samochodach. Rozmowy są płytkie, szorstkie, nasączone adrenaliną. I jak trotyl czekają na iskrę, żeby wybuchnąć. Dać upust żalom, złości.

Kontakty w relacjach męskich i chłopięcych od zawsze naznaczone były duchem rywalizacji i adrenaliny. Nie neguję, że to jest złe. Każdy chłopiec, każdy facet potrzebuje tego jak wody. Inaczej usycha. Jednak często rywalizacja i adrenalina są wykorzystywane nie tam, gdzie trzeba.

Bo jak nazwać "sport", który polega na tym, ile panienek się zaliczyło? 
Bo jak nazwać "sport", w którym liczba wypitych kieliszków wódki określa męskość? 
Bo jak nazwać chodzenie sto dwadzieścia metrów nad ziemią bez zabezpieczeń po dźwigu i nagrywanie tego na YouTube?

To nie w tę stronę. W tytule postu jest fragment piosenki. Teledysk opowiada o tym jak to niewidzialna siła zmienia nas i wymazuje nasze stare ja. Stajemy się kimś innym w parę chwil. W życiu tak nie ma.



Jak być prawdziwym facetem?

Na to pytanie nie ma jednoznacznej i krótkiej odpowiedzi. Są jednak mądre książki, które pomagają zrozumieć nas samych. To one i moja żona zainspirowały mnie do napisania tego postu. Jest w nich nie tylko odpowiedź kim jest mężczyzna. Jak funkcjonuje działa i myśli. Jest też o kobietach, które są nieodzowną częścią życia mężczyzny.

środa, 20 marca 2013

46. Somewhere over the rainbow

Ostatnie dni są niczym jedna wielka zagadka. Co chwilę na przemian dostaję i otrzymuję odpowiedź. Czasami przypomina to wręcz partyjkę ping-ponga. Jest ostro. Czasem pytania są tak zakręcone, że nie widziałem w życiu tak pokrętnych odpowiedzi.

Są chwile, że partyjka mnie przerasta. Potrzebuję odpoczynku. Ale zaraz potem nie, nie poddam się tak łatwo. Ciekawość kto zwycięży jest silniejsza od zakwasów, zmęczonych oczu, braku sił.

Tak wielu pytań i odpowiedzi o człowieczeństwo nie widziałem od bardzo dawna. Nie w jednej książce. Obraz, który miał się okazać kinowym hitem, jak w większości przypadków nie dorasta do pięt tej pozycji.

Film jest dwuwymiarowy, spłycony. Aktorzy starają się, ale jak zmieścić tak wielowymiarową, wielowątkową  i trwającą pięćset stron historię w niecałe trzy godziny filmu, który zmusił mnie do myślenia, a właściwie zachęcił do przeczytania książki. Nie zawiodłem się na swoich przeczuciach.

Jeśli w Was tlą się marzenia:
o podróży życia,
o poszukiwaniu sensu istnienia,
fascynuje Was walka o przetrwanie,
wierzycie, że dobro i zło wracają do nas jak bumerang,
jesteście podróżnikami w stronę lepszego samopoznania,
potraficie wznieść się ponad podziały społeczne i religijne 
oraz wierzycie, że mimo to, iż jesteście tylko kroplą w oceanie życia, to każda kropla tego bezmiaru kształtuje Wasze człowieczeństwo.

Jeśli tylko kilka z tych spraw jest dla Was ważnych koniecznie przeczytajcie tę książkę.

wtorek, 19 marca 2013

45. Wirtualne życie, które żegluje do wirtualnej przystani

Już dziś spełniają się futurystyczne wizje naukowców i pisarzy fantastyki. Dzień po dniu uzależniamy się coraz bardziej od technologicznego pędu. Wpadamy w ruchome piaski, z których tylko szaleńcy, jak ich określamy, próbują się oswobodzić.

Ale jak można uciec od nieuniknionego?
Jak można nie korzystać z telefonu komórkowego (smartfona)?
Jak można nie surfować po Internecie?
Jak można sobie odmówić kolejnego znajomego w sieci społecznościowej?
Jak nie zagrać w coś na swoim ulubionym tablecie?
Jak nie przeczytać kolejnej książki z nowiuśkiego czytnika e-booków?

Tych "jak" można by mnożyć na setki.

Każdego dnia, każdej minuty nawet każdej sekundy docierają do nas bodźce z wirtualnego świata, który staje się coraz bardziej namacalny w swojej realności. Tysiąc "przyjaciół" może mieć każdy.  Wystarczy tylko tysiąc kliknięć, za milion kliknięć można mieć już nawet seks. A za dziesięć milionów? Śmierć na życzenie?

Czasami obserwując życie dookoła mnie zastanawiam się czy to wszystko ma służyć nam? Czy MY mamy stawać się współczesnymi niewolnikami technologicznych gadżetów i nowinek? Prawie wszyscy chcemy choć na chwilę zaoszczędzić trochę czasu używając komórek, korzystając ze Skype'a, pisząc e-maile. Z jednej strony tak się dzieje. Wiadomo - nie da się w tak prosty sposób pokonać setek albo tysięcy kilometrów. A tu dwa kliknięcia i już jesteśmy na drugim końcu świata.

Myślimy sobie, że panujemy nad sytuacją, stając się niewolnikami samych siebie. Z czasem ciężko nam stanąć twarzą w twarz z drugim człowiekiem. Nie potrafimy odczytać nic z tonu jego głosu. Mimika twarzy pozostaje dla nas enigmatyczną zagadką nie do pokonania. Uciekamy i chowamy się za technologią, która zamiast nas do siebie zbliżać, oddala. Zamiast pogłębiać ludzkie relacje, spłyca je. 

Może to jeszcze nie teraźniejszość. Na pewno nie dla wszystkich. Ale w takim tempie nie wiem gdzie ludzkość, gdzie MY dopłyniemy za kilka lat.