sobota, 30 listopada 2013

49. Terapia

Od pewnego czasu chodzę na terapię i jest ciężko. Fizycznie i psychicznie. Za każdym razem inaczej. To, co tam się dzieje, jest od dłuższego czasu we mnie. Sam jestem lekiem i sam jestem leczony - na tym polega praca w grupie.

Fizycznie pot leje się jakbym węgiel przerzucał na zimę do piwnicy. I tak już parę razy. Na początku życie i terapia obok, a teraz równocześnie żyją sobie we mnie. Współistniejąc tworzą nierozerwalny związek uczuć i myśli przeplatany chwilami rozbłysków, natchnień smutku, radości i zadumy.

Niczym dziecko, które od płaczu do śmiechu potrzebuje kilku chwil, nastroje się zmieniają. Ja się zmieniam, obserwuję siebie i innych. Kopię w środku swojej duszy tunel do najmroczniejszych zakamarków. Chcę wpuścić tam światło nadziei i miłości. Uzdrowić sam siebie. Dać siebie samego na tacy. Zapłakać, rozpruć zabliźnione rany i pozbyć się tego, co we mnie siedzi.

Sam nie wiem do końca co tam znajdę. Boję się.

Wiem jedno. Tylko bycie ze sobą szczerym przyniesie ulgę. Jeśli nie ucieknę i skończę to, co zacząłem wiem, że wygram sam ze sobą w pierwszej potyczce ze słabościami i pokiereszowaną duszą.

Wtedy na nowo odkrywać będę kim jestem i kim chcę być. Podążając w stronę wolności. Choć nie jest to łatwe i przyjemne. Polecam każdemu kto się waha.

Pozdrowienia i podziękowania dla żony. Za to, że jest.