niedziela, 11 grudnia 2011

8. Uzależnienia...

Dawno, dawno temu pewna mała dziewczynka śpiewała: "każdy ma jakiegoś bzika, każdy jakieś hobby ma, a ja w domu mam chomika"... Co prawda nigdy w domu nie miałem chomika, pies się krzątał na podwórku, a jedynym zwierzątkiem domowym były muchy :) Ale nie o tym dzisiaj. 

Jak tytuł postu wskazuje, każdy z nas ma jakieś zainteresowania, którym poświęcamy więcej lub mniej czasu. I tu jest pies pogrzebany z tym "więcej", bo jeśli przeznaczamy za dużo czasu na nasze hobby (a w życiu nie mamy go zbyt wiele), rodzi się pytanie: czy czasem nie jesteśmy od naszej pasji uzależnieni?

Jak rozpoznać uzależnienie i kiedy się ono pojawia? Dobre pytanie, na które sami musimy sobie odpowiedzieć  w określonym czasie (najlepiej jak najwcześniej). Najczęściej jednak to bliskie osoby dają nam do zrozumienia, że zaniedbujemy je lub swoje obowiązki kosztem naszej zabawy. I co dalej?

Opcje są różne, nadal tkwimy po uszy w naszym uzależnieniu i nic nie robimy sobie z tego, co mówi nam rodzina i przyjaciele (najgorsza możliwa opcja). Ograniczamy zatem całkowicie naszą pasję (też nienajlepsze rozwiązanie). I trzecia: godzimy nasze obowiązki rodzinne i pracownicze ze swoją pasją (najlepsza możliwa opcja).

Łatwiej mówić niż zrobić. Piszę dlatego, że już nie raz moja kochana Żoneczka zapalała mi kontrolkę, ostrzegającą mnie przed nadmiernym korzystaniem z komputera i jego dobrodziejstw (gry, grzebanie w systemie, poznawanie Linuksa, itd.) Sam tego nie widziałem, ale dzięki Niej obudziłem się w porę z mojego wirtualnego snu, połknąłem niebieską pigułkę i wróciłem - niczym Neo - do realnego świata. Dlatego zawsze warto mieć przy sobie kogoś z boku, kto pokaże nam jak wygląda świat, w którym żyjemy. Niekoniecznie to musi być żona. Ważne, abyśmy mieli zaufanie do tej osoby (kolegi, przyjaciółki, matki, ojca, babci...) i uwierzyli, że coś jest nie tak, bo to pierwszy krok w stronę  wolności. Wolności od uzależnień.

piątek, 2 grudnia 2011

7. Po smutku przychodzi nadzieja...

Wczoraj napisałem krótki smutny post, ale go skasowałem. Nie chciałem wprowadzać smutnej atmosfery narzekania. Dziś jest nowy dzień, nadzieja na lepsze jutro. Moje myśli pognały spuszczone ze smyczy wyobraźni daleko poza horyzont marzeń. Zmieniam się każdego dnia. Jak wszyscy dookoła, ale sam się zastanawiam jak w tak krótkim czasie zmieniłem się. Niczym płaczące dziecko, które ledwo jeszcze ociera łzy, a za chwilę już się śmieje i cieszy promykami słońca. A wszystko to przez moje słońce na niebie, mój skarb największy.:) 
Wiara czyni cuda
Miłość te cuda nosi
Nadzieja - a nadzieja robi swoje...