niedziela, 14 grudnia 2014

95. Trzy, dwa, jeden Pendolino


Chyba zwariowałem na jednym punkcie jak określiła to żonka.

Dziobak (ze względu na swój spłaszczony nos), czyli Pendolino, przez ostatnie kilkanaście tygodni jest numerem jeden w moich zainteresowaniach. Dlatego z moich ust często padają zdania: "A wiesz, że tory pozwalają na średnią jazdę 110 km na godzinę? A wiesz, że jest problem z obsługą sprzątającą w pociągach? A wiesz, że jest tylko 80 km torów, gdzie może się rozpędzić do 200 km/h?"

Karioka ma już mnie po dziurki w nosie z tym moim maniactwem.

We wszystkich tych plusach i minusach, o których pełno teraz dookoła, jedno jest pewne. Wkroczyliśmy z powrotem do właściwej ery kolejnictwa. Jeśli nadal będzie utrzymywane takie tempo prac przy modernizacji całego szlaku, to w 2016 będzie można naprawdę szybko przejechać całą Polskę od Gdyni aż po Wrocław.

Czekałem na tę chwilę odkąd powoli i systematycznie wciągałem się w polskie koleje. Patrzyłem na początku na cały proces dość sceptycznie. Ilość przekrętów i łapówek w całym tym przetargowym zamieszaniu przy odrobinie wyobraźni wbija w fotel. Za dwadzieścia składów moglibyśmy mieć sześćdziesiąt innych wolniejszych, które już dziś mogłyby poruszać się z prędkościami podobnymi do mojego ulubieńca. Patrząc i wierząc jednak, iż za parę lat siedemdziesiąt procent trasy ma być przyszykowana do prędkości dużo wyższej, uśmiech nie schodzi mi z ust.

Jeszcze jest dużo do zrobienia. Nawet bardzo dużo. Ale pierwszy promyk słońca już roztapia pesymistów. Mam nadzieję, że w przyszłym roku przejadę się tym cudeńkiem jak czas, siły i finanse pozwolą. 

To, co teraz najbardziej doskwiera, to brak klientów na kolei. Ludzie tak bardzo przerzucili się na transport indywidualny oraz na konkurencję w postaci Polskiego Busa, iż obecnie będzie niezmiernie ciężko przekonywać ich do podróży błękitną strzałą.

Z całego serca wierzę, że każdy z nas w trosce o ekologię może coś zrobić dla naszej planety, i ojczyzny.