Natchnęło mnie dziś. A właściwie żona mnie poruszyła. Znalazła bardzo ciekawy artykuł w darmowej gazecie jednej z sieciówek. Na coś się one czasem przydają.
"Dzieci i ryby głosu nie mają" - to tylko znane przysłowie, ale jak bardzo ważne dla dorastającego człowieka. Jeżeli rodzice wprowadzają to hasło w życie w stosunku do swoich dzieci, konsekwencje mogą być bardzo poważne. Dzieci tak wychowywane tracą prawie na zawsze swoją pewność w życiu. Tracą poczucie swojej wartości, która nie pielęgnowana upada na samo dno.
Stają się potem pożywką dla ludzi władczych. Są jak marionetki na sznureczkach, jak żagiel na wietrze bez sternika. Za każdym razem, gdy potrzeba wyrażać siebie, toczą wewnętrzny bój o każde słowo i setki myśli, które nigdy nie ujrzą światła dziennego. Można z tego wyjść, ale potrzeba wielu prób i wsparcia.
Dorastający człowiek wchodzi potem w związek. I co? Albo się podporządkowuje, albo próbuje odzyskać wiarę w siebie. I jeśli ma szczęście i roztropnego partnera, który zauważa potrzebę odbudowania swojej wewnętrznej pozycji, jest cień nadziei. Ja miałem to szczęście, i dzięki pomocy psychoterapeutki i żony, powoli budzę w sobie pokłady energii i siły, które zostały uśpione od dzieciństwa. Potem pozostaje "tylko" odpowiedzialność za swoją wolność i konsekwencje własnego zadania, ale to już inna para kaloszy.
Cały czas jednak walczę i mam nadzieję, że każdy kolejny dzień będzie lżejszy. Czego Wam i sobie życzę.
"Stają się potem pożywką dla ludzi władczych. Są jak marionetki na sznureczkach, jak żagiel na wietrze bez sternika. Za każdym razem, gdy potrzeba wyrażać siebie, toczą wewnętrzny bój o każde słowo i setki myśli, które nigdy nie ujrzą światła dziennego. Można z tego wyjść, ale potrzeba wielu prób i wsparcia."
OdpowiedzUsuńŚwietnie to ująłeś. Dokładnie tak właśnie się czuję. Po latach postanowiłam, aby moje myśli "ujrzały światło dzienne".
Pozdrawiam Cię i życzę, abyś tą walkę wygrał, ja przegrałam.
Znam takie dziecko, tak wlasnie wychowane w bezwarunkowym rygorze, zelaznej konsekwencji i bez brania pod uwage nie tylko jego zdania ale nawet potrzeb. Najpierw deptala go matka , potem zona ,teraz dzieci traktuja go tylko jak worek z pieniedzmi a on zawsze tlumaczy ich zachowanie.Poddal sie juz chyba dawno temu.
OdpowiedzUsuńUrszula
Poczucie własnej wartości to podstawa, a jak często rodzice nie wpajają tego poczucia własnym dzieciom. Brak wiary w siebie utrudnia życie dorosłemu człowiekowi, który już w dzieciństwie nasiąknął myśleniem o sobie jestem gorszy, nic nie wart, nie zasługuję, by mnie kochano...
OdpowiedzUsuńAle można starać się uwierzyć w siebie, to cięzka praca, ale można, myślę, że wręcz trzeba. Dla siebie i ludzi, z którymi relacje budujemy.
Pozdrawiam,
Shara
Ta walka trwa całe życie więc nie poddajcie się :) Trzymam za was kciuki
OdpowiedzUsuńZawsze miałam wysokie poczucie własnej wartości.....i sądziłam, że tak już będzie zawsze.... ale ostatnie kilka miesięcy ( chyba bardziej tygodni) spowodowały jej spadek....I pomyśleć, że powodem tego był mężczyzna....Nigdy nie sądziłam, że coś takiego mnie w życiu spotka - a jednak ''nigdy nie mów nigdy, bo nigdy to bardzo długi czas'' -jak to mawiał H.Truman...
OdpowiedzUsuńPowoli zaczynam proces wyjścia z cienia...i wiem, że najważniejsze w tym wszystkim jest- aby uwierzyć w siebie, zaakceptować, pokonać strach i...zmienić sposób myślenia...bo lepiej jest żyć niż ocierać się o życie....
Pozdrawiam i życzę wytrwałości w tej walce ze sobą i swoimi słabościami :)
Bogda
To tylko w naszej głowie siedzi. Mały strach przed życiem. W pierwszej kolejności trzeba się z nim oswoić. Potem zaprzyjaźnić. Aż w końcu pozwolić mu odejść.
OdpowiedzUsuńNigdy jednak nie masz pewności, że nie wróci z odwiedzinami.
Serdecznie pozdrawiam i zapraszam do siebie:)
OdpowiedzUsuń