niedziela, 9 listopada 2014

90. Wolność prawie jak asertywność

Sobotni poranek za zakupach. W oddali pojawia się dobrze znana mi postać. Chwila nieuwagi i już spotykamy się w drodze po ulubiony chleb razowy. To nasza sąsiadka, która unikała ze mną kontaktu przez ostatnie trzy tygodnie. Zaczęliśmy pogaduchy, które tak naprawdę okazały się prawie monologiem ze strony zainteresowanej.

Z reguły mało mówię. Zastanawiam się czy warto coś powiedzieć, skomentować. Przeważnie odzywam się tylko wtedy, gdy ktoś zapyta o radę lub opinię. Czasem zdarza się, że wpadnę w rozmowę z kimś na temat różnych zainteresowań, które się nam pokrywają.

Wracając do historii sąsiadki. Po jakimś czasie jednostronnego zainteresowania, doszliśmy z żoną do wniosku, że już wystarczy i pora, aby to sąsiadka przejawiła jakieś chęci. Postanowiliśmy, że zaczekamy aż sama się odezwie i zapyta co u nas. Próżne te oczekiwania, bo przez trzy tygodnie nie było żadnego odzewu.

Jakież było moje zdziwienie gdy ujrzałem ją tamtego ranka. Przecież miała być kilkaset kilometrów dalej na leczeniu. Zapytałem co się stało, że jest tu, a nie tam. W odpowiedzi padły słowa, że wyniki ma słabe i nie mogą podać jej chemii. Zaraz potem jednak nastąpił atak na moją wolność w postaci pytania dlaczego się nie odzywamy. Odbijając piłeczkę zadałem takie samo pytanie - "a dlaczego ty się nie odzywasz?", które pozostało bez odpowiedzi.

I tu zaczęła się manipulacja w postaci tekstu: "bo wy chyba nie chcecie takiej chorej  sąsiadki". Branie na litość - takie numery to nie ze mną. Zignorowałem tę uwagę i próbowałem niechętnie już dalej ciągnąć rozmowę, by zapełnić czas spaceru do piekarni. Słuchałem więc, a druga strona mówiła, mówiła, mówiła - cały czas o sobie.

Po głowie przez chwilę przemknęła mi myśl - powiedzieć co u nas, czy poczekać aż sama zapyta. Zwyciężyło to drugie - chęć sprawdzenia czy w naszej relacji coś się zmieniło. Nic takiego nie miało miejsca, jej monolog przerywany był tylko zdawkowo moimi potaknięciami.

Później, gdy rozmawiałem o tym z żoną, padło kilka pytań z jej ust. "Dlaczego tego słuchałeś?" "Dlaczego nie powiedziałeś o naszych zmartwieniach?" "Dlaczego zgodziłeś się na takie jednostronne traktowanie?" I tu pojawiło się kolejne pytanie o moją asertywność. O wolność którą pozwoliłem sobie odebrać w imię współczucia i braku postawienia granic z mojej strony.

Milczenie nie zawsze jest złotem. Wkrótce idę na szkolenie, które (mam nadzieję) pomoże mi odnaleźć w sobie pokłady tego, aby nie pozwalać wchodzić sobie na głowę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz