Moje pierwsze spotkanie z Linuxem miało miejsce kilka lat temu, w pierwszej firmie, w jakiej przyszło mi pracować. Kiedyś nieśmiało podszedłem do naszego nadwornego informatyka w czasie pracy i spytałem co robi.
Informatyk - Ściągam nowy obraz płyty Red Hat-a.
Popatrzyłem na niego z oczyma jak pięć złotych i ujrzałem mniej więcej coś takiego:
Informatyk - Ściągam nowy obraz płyty Red Hat-a.
Popatrzyłem na niego z oczyma jak pięć złotych i ujrzałem mniej więcej coś takiego:
Na początku myślałem, że to DOS, ale coś mi nie pasowało, więc spytałem go co to za cudo i co to ten Red Hat.
Informatyk - To system operacyjny, a te czarne cyferki to konsola w Linuxie, pod którą można było ściągać pliki tak, jak z Windowsa.
Informatyk - To system operacyjny, a te czarne cyferki to konsola w Linuxie, pod którą można było ściągać pliki tak, jak z Windowsa.
Myśli kłębią mi się w głowie. Nigdy nie pałałem miłością do trybu tekstowego i wklepywania komend ręcznie. Do dziś pamiętam niektóre sprawdziany z informatyki dotyczące kopiowania i tworzenia katalogów - aż mam ciary na plecach, choć obecnie sam używam jeszcze paru komend w wierszu poleceń.
Wracając do tamtego informatyka - myślę sobie, że używa on jakichś archaicznych systemów w czasach Windowsa 98 i XP, gdzie wszystko można było wyklikać myszką Ale nic, patrzę dalej i nic z tego nie rozumiem - czarna magia - rzędy cyferek, komendy wpisywane ręcznie.
Pytam więc nadwornego informatyka po co to wszystko i wtedy dostaję dłuższy wykład na temat naszego firmowego serwera ftp, który oparty jest na systemie Red Hat. Znów odzywa się moja dociekliwość.
Ja - Ale po co? Nie można tego zrobić na Windowsie?"
Informatyk - Linux jest bezpieczniejszy, konfigurowalny w takim stopniu, że w Windowsie można pomarzyć, kilkakrotnie wydajniejszy. Wracając do tamtego informatyka - myślę sobie, że używa on jakichś archaicznych systemów w czasach Windowsa 98 i XP, gdzie wszystko można było wyklikać myszką Ale nic, patrzę dalej i nic z tego nie rozumiem - czarna magia - rzędy cyferek, komendy wpisywane ręcznie.
Pytam więc nadwornego informatyka po co to wszystko i wtedy dostaję dłuższy wykład na temat naszego firmowego serwera ftp, który oparty jest na systemie Red Hat. Znów odzywa się moja dociekliwość.
Ja - Ale po co? Nie można tego zrobić na Windowsie?"
Po tych słowach zamilkłem. Zatkało mnie. Drążę więc temat dalej:
Ja - A nie ma może jakiejś wersji 'user friendly' z jakimiś oknami, jak w Mac-u lub Windowsie?
Informatyk - Pewnie, że jest - nawet do tej co widzisz da się to doinstalować.
Ja - Serio?
Informatyk - Pewnie, że tak.
Podchodzi do drugiego komputera i wstukuje adres www w "normalnej" przeglądarce.
- Masz tu, ściągnij sobie pełną wersję z środowiskiem graficznym Gnom, tylko potrzebne ci jest 5 płyt CD.
Ja - Aż pięć płytek?
Informatyk - Jak chcesz wykorzystywać wszystkie możliwości systemu łącznie z postawieniem własnej strony www, ftp itd., to musisz ściągnąć wszystkie płytki.
Ja - Po co mi to wszystko?
Informatyk - Jak nie chcesz, to nie ściągaj wszystkiego tylko pierwsze 3 płytki, a resztę doinstalujesz sobie z internetu jak będzie potrzeba.
Ja - Trzy płyty po 650 MB każda w czasach, gdy 650 MB potrafiło się ściągać nawet 10 godzin, w tym czasie to 3 filmy ściągnę.
Odpuściłem... Po co mi to? - gadam sam do siebie. Do firmy może i jest ok, ale do domu? trzy dni ściągania, a potem instalacja bez jakiejkolwiek wiedzy na temat Pingwinka.
Sam do siebie - nie dziękuję, to nie dla mnie. I tak skończyło się moje pierwsze, ale nie ostatnie spotkanie z Pingwinkiem.
C.D.N.
Informatyk - Pewnie, że jest - nawet do tej co widzisz da się to doinstalować.
Ja - Serio?
Informatyk - Pewnie, że tak.
Podchodzi do drugiego komputera i wstukuje adres www w "normalnej" przeglądarce.
- Masz tu, ściągnij sobie pełną wersję z środowiskiem graficznym Gnom, tylko potrzebne ci jest 5 płyt CD.
Ja - Aż pięć płytek?
Informatyk - Jak chcesz wykorzystywać wszystkie możliwości systemu łącznie z postawieniem własnej strony www, ftp itd., to musisz ściągnąć wszystkie płytki.
Ja - Po co mi to wszystko?
Informatyk - Jak nie chcesz, to nie ściągaj wszystkiego tylko pierwsze 3 płytki, a resztę doinstalujesz sobie z internetu jak będzie potrzeba.
Ja - Trzy płyty po 650 MB każda w czasach, gdy 650 MB potrafiło się ściągać nawet 10 godzin, w tym czasie to 3 filmy ściągnę.
Odpuściłem... Po co mi to? - gadam sam do siebie. Do firmy może i jest ok, ale do domu? trzy dni ściągania, a potem instalacja bez jakiejkolwiek wiedzy na temat Pingwinka.
Sam do siebie - nie dziękuję, to nie dla mnie. I tak skończyło się moje pierwsze, ale nie ostatnie spotkanie z Pingwinkiem.
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz